Dziewczyna obudziła się z mocnym bólem głowy, leżała na twardej ziemi. Powoli wstała i zaczęła się rozglądać dookoła zdezorientowana. Nie miała pojęcia gdzie jest, kim jest...jakby dopiero się narodziła. Miała na sobie koszulę nocną, jakby dopiero wstała z łóżka, jej włosy były potargane i spływały po ramionach. Była noc...tak, zdecydowanie. Wszędzie było ciemno, na niebie jakieś jasne punkciki...chyba nazywały się gwiazdy. Usłyszała kroki gdzieś w ciemnościach...ktoś świecił latarką po ziemi, skuliła się i wstrzymała oddech.
- Hej, jesteś tam? - usłyszała jakiś męski głos
Więc już wiedział, że tu jest. Poczuła przypływ siły, dumnie wstała i chrząknęła.
- Kto pyta? - starała się nie brzmieć piskliwie
- A czy to ważne? Gdzie jesteś?
Widziała, gdzie jest, zdradzało go światło z latarki. Po cichu podeszła do niego i dotknęła ramienia. Chłopak podskoczył, ale zaraz się uspokoił.
- Pewnie jesteś zdezorientowana...wszystko ci wytłumaczymy potem...nazywasz się?
Desperacko szukała w pamięci jakiegokolwiek wspomnienia, informacji...ale była tam tylko pustka.
- Ja...nie wiem. Nic nie wiem - szepnęła
- No to chyba mamy problem...straciłaś pamięć.
[Subaru? Brak weny ;-;]
niedziela, 12 lipca 2015
piątek, 10 lipca 2015
Od Meadow CD Tristany
- Naprawdę? W takim razie miło mi cię poznać- odwzajemniłam uśmiech.
- Mi również. Zaraz cię oprowadzę tylko skończę to układać...- zastępczyni, bo nie wiedziałam jak ją inaczej nazwać, w lekkim pośpiechu segregowała na biurku papiery.
- Nie nie, dziękuję za fatygę, ale nie chcę ci przeszkadzać. Na pewno masz ważniejsze sprawy niż oprowadzanie nowych- schowałam za plecami ręce powoli zmierzając w stronę wyjścia.
- Na pewno? Nie fajnie by było gdybyś się zgubiła czy coś- spojrzała na mnie.
- Jestem Kitsune, poradzę sobie- powiedziałam znikając za ścianą.
Był ranek, a słońce świeciło. Nie zakrywała go ani jedna chmurka. W dobrym nastroju ruszyłam po coś na śniadanie. Mój brzuch od dobrej godziny upominał się o jedzenie. W prawdzie mogłam je sobie wyczarować, ale tak to przy okazji mogłabym poznać miasto. Szybko znalazłam się na rynku. Zastrzygłam uszami i wyczuliłam węch. W powietrzu unosił się kuszący zapach świeżo wyjętych z pieca bułek. Nie zważając na przeszkody ruszyłam w stronę źródła tej jakże kuszącej woni. W pół godziny zjawiłam się w piekarni. Przykleiłam się do szyby patrząc na bułki jak małe dziecko. Od razu weszłam do środka kupując trzy. Wychodząc zaspokajałam już głód jedną z nich. Przeciskając się przez tłum ludzi, poczułam dziwnie znajomy zapach... Z początku myślałam że to moje bułki, ale to nie były one. Zaczęłam podążać za owym zapachem. Gdy już prawie dotarłam, źródło znikało gdzieś za rogiem. Po dłuższym czasie zdenerwowałam się i zaczęłam gonić ową postać, bo był to ktoś. Po dłuższym czasie w końcu zaczaiłam się na tego kogoś. Przykucnęłam na dachu z bułką w ustach. Kiedy osobnik wyłaniał się zza rogu, chciałam wyjść, ale się poślizgnęłam i w efekcie zaliczyłam glebę. Jednak nie do końca. Gdy otworzyłam oczy, pode mną znajdował się ten owy ktoś. Chwila chwila... Ten znajomy zapach... Już wiem! To był Kitsune. Meadow ty geniuszu... Kiedy się ocknęłam, okazało się że przedstawiciel mojej rasy coś do mnie mówił. Pewnie musiałam wyglądać co najmniej dziwnie albo jak idiotka. Zamyślona, gapiąca się w bliżej nieokreślony punkt z bułką w ustach... Potrząsnęłam lekko głową i natychmiast zeszłam z chłopaka.
- W-wybacz...! Nie chciałam...!- pomogłam mu wstać- Nic ci nie jest?- chciałam się upewnić czy przypadkiem nie zrobiłam mu krzywdy.
<Takashi? wybacz Tristana x3>
- Mi również. Zaraz cię oprowadzę tylko skończę to układać...- zastępczyni, bo nie wiedziałam jak ją inaczej nazwać, w lekkim pośpiechu segregowała na biurku papiery.
- Nie nie, dziękuję za fatygę, ale nie chcę ci przeszkadzać. Na pewno masz ważniejsze sprawy niż oprowadzanie nowych- schowałam za plecami ręce powoli zmierzając w stronę wyjścia.
- Na pewno? Nie fajnie by było gdybyś się zgubiła czy coś- spojrzała na mnie.
- Jestem Kitsune, poradzę sobie- powiedziałam znikając za ścianą.
Był ranek, a słońce świeciło. Nie zakrywała go ani jedna chmurka. W dobrym nastroju ruszyłam po coś na śniadanie. Mój brzuch od dobrej godziny upominał się o jedzenie. W prawdzie mogłam je sobie wyczarować, ale tak to przy okazji mogłabym poznać miasto. Szybko znalazłam się na rynku. Zastrzygłam uszami i wyczuliłam węch. W powietrzu unosił się kuszący zapach świeżo wyjętych z pieca bułek. Nie zważając na przeszkody ruszyłam w stronę źródła tej jakże kuszącej woni. W pół godziny zjawiłam się w piekarni. Przykleiłam się do szyby patrząc na bułki jak małe dziecko. Od razu weszłam do środka kupując trzy. Wychodząc zaspokajałam już głód jedną z nich. Przeciskając się przez tłum ludzi, poczułam dziwnie znajomy zapach... Z początku myślałam że to moje bułki, ale to nie były one. Zaczęłam podążać za owym zapachem. Gdy już prawie dotarłam, źródło znikało gdzieś za rogiem. Po dłuższym czasie zdenerwowałam się i zaczęłam gonić ową postać, bo był to ktoś. Po dłuższym czasie w końcu zaczaiłam się na tego kogoś. Przykucnęłam na dachu z bułką w ustach. Kiedy osobnik wyłaniał się zza rogu, chciałam wyjść, ale się poślizgnęłam i w efekcie zaliczyłam glebę. Jednak nie do końca. Gdy otworzyłam oczy, pode mną znajdował się ten owy ktoś. Chwila chwila... Ten znajomy zapach... Już wiem! To był Kitsune. Meadow ty geniuszu... Kiedy się ocknęłam, okazało się że przedstawiciel mojej rasy coś do mnie mówił. Pewnie musiałam wyglądać co najmniej dziwnie albo jak idiotka. Zamyślona, gapiąca się w bliżej nieokreślony punkt z bułką w ustach... Potrząsnęłam lekko głową i natychmiast zeszłam z chłopaka.
- W-wybacz...! Nie chciałam...!- pomogłam mu wstać- Nic ci nie jest?- chciałam się upewnić czy przypadkiem nie zrobiłam mu krzywdy.
<Takashi? wybacz Tristana x3>
czwartek, 9 lipca 2015
Od Takashi'ego CD Percival'a
Blondyn o dziwo wstał zaskakująco wcześnie, jednak nawet nie myślał o wychodzeniu z pokoju. Siedział przy sztaludze, malując kolejne, jego zdaniem, nieudane dzieło i rozmawiał z duszą, która przez pewien czas go odwiedzała. Był to ludzki chłopiec, o uroczej twarzyczce i długich, kręconych włosach. Takashi polubił go już od początku, biorąc pod uwagę fakt, że w pewien sposób byli do siebie podobni.
Otóż ów duch nie pamiętał niczego co działo się przed jego śmiercią i bał się otaczającego go świata, a kiedy spotkał kogoś kto go widzi, wszystko stało się znacznie prostsze. Pierwszy raz od bardzo dawna miał z kim rozmawiać, bo wcześniej jedynie straszył ludzi, którzy go nawet nie widzieli... Takashi podobną relację miał z istotami, które poznał w lesie przed wybuchem. Może i nie zaufał im tak bardzo jak chłopiec mu, ale strasznie tego żałował, bo stracił szansę na „normalne” życie.
Kiedy w sąsiednich kwaterach budziło się życie, blondyn postanowił zakończyć malowanie i wyjść poćwiczyć. Nie to że mu się chciało… Po prostu wolał to niż słuchanie kolejnych porannych kłótni między magami, bo te często były bardzo głośne i dotyczyły głupot, takich jak to który ukradł szampon, albo mydło…
Ubrał swoje ulubione, już odrobinę wyblakłe kimono, które podarowano mu już jakiś czas temu. Miało ono delikatne, czerwone barwy i widniały na nim duże, starannie wyhaftowane kwiaty wiśni. Był z nim w jakiś sposób związany, jednak sam nie rozumiał dlaczego. Pod pas wsadził jeszcze katanę i miał zamiar wyjść z pokoju, jednak zaraz po otworzeniu drzwi wpadł na dosyć wysokiego mężczyznę o zaskakująco przyciągających oczach. Na początku nie wiedział jak zareagować, czy na niego nakrzyczeć, czy raczej przeprosić za własną nieuwagę, gdyż nie był pewny kim osobnik stojący przed nim właściwie jest. Był nowy w oddziale i nie kojarzył jeszcze wielu osób, tak więc wolał nie ryzykować. Koniec końców tylko się zarumienił, po czym szybko ukrył ogony i uszy, gdyż zapomniał zrobić to wcześniej. Aby spojrzeć nieznajomemu prosto w twarz musiał znacznie zadrzeć głowę, jednak postanowił zamaskować ten fakt i stanął na palcach, a aby się nie przewrócić, złapał się ściany.
-Um… T-tak? M-mogę w czymś pomóc?-Poprawił rękaw kimona, który zsunął się odrobinę z jego ramienia, co wcale nie było przypadkiem. Chciał po prostu uciec od jego spojrzenia, gdyż nigdy nie lubić utrzymywać kontaktu wzrokowego. Było to dla niego niemałe wyzwanie.
<Uroczy? Pff… Raczej 100% mężczyzny! O! Wybacz za błędy i krótką treść, jednak praca i no…>
Otóż ów duch nie pamiętał niczego co działo się przed jego śmiercią i bał się otaczającego go świata, a kiedy spotkał kogoś kto go widzi, wszystko stało się znacznie prostsze. Pierwszy raz od bardzo dawna miał z kim rozmawiać, bo wcześniej jedynie straszył ludzi, którzy go nawet nie widzieli... Takashi podobną relację miał z istotami, które poznał w lesie przed wybuchem. Może i nie zaufał im tak bardzo jak chłopiec mu, ale strasznie tego żałował, bo stracił szansę na „normalne” życie.
Kiedy w sąsiednich kwaterach budziło się życie, blondyn postanowił zakończyć malowanie i wyjść poćwiczyć. Nie to że mu się chciało… Po prostu wolał to niż słuchanie kolejnych porannych kłótni między magami, bo te często były bardzo głośne i dotyczyły głupot, takich jak to który ukradł szampon, albo mydło…
Ubrał swoje ulubione, już odrobinę wyblakłe kimono, które podarowano mu już jakiś czas temu. Miało ono delikatne, czerwone barwy i widniały na nim duże, starannie wyhaftowane kwiaty wiśni. Był z nim w jakiś sposób związany, jednak sam nie rozumiał dlaczego. Pod pas wsadził jeszcze katanę i miał zamiar wyjść z pokoju, jednak zaraz po otworzeniu drzwi wpadł na dosyć wysokiego mężczyznę o zaskakująco przyciągających oczach. Na początku nie wiedział jak zareagować, czy na niego nakrzyczeć, czy raczej przeprosić za własną nieuwagę, gdyż nie był pewny kim osobnik stojący przed nim właściwie jest. Był nowy w oddziale i nie kojarzył jeszcze wielu osób, tak więc wolał nie ryzykować. Koniec końców tylko się zarumienił, po czym szybko ukrył ogony i uszy, gdyż zapomniał zrobić to wcześniej. Aby spojrzeć nieznajomemu prosto w twarz musiał znacznie zadrzeć głowę, jednak postanowił zamaskować ten fakt i stanął na palcach, a aby się nie przewrócić, złapał się ściany.
-Um… T-tak? M-mogę w czymś pomóc?-Poprawił rękaw kimona, który zsunął się odrobinę z jego ramienia, co wcale nie było przypadkiem. Chciał po prostu uciec od jego spojrzenia, gdyż nigdy nie lubić utrzymywać kontaktu wzrokowego. Było to dla niego niemałe wyzwanie.
<Uroczy? Pff… Raczej 100% mężczyzny! O! Wybacz za błędy i krótką treść, jednak praca i no…>
Od Clarisse
Ledwie słońce zaczęło zabarwiać niebo na różowawy odcień, a ja już byłam na nogach. Po raz kolejny miałam problemy ze snem, więc postanowiłam to wykorzystać. Trening o wschodzie słońca jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda? Tak więc, nie jedząc nawet śniadania, wykonałam poranną toaletę, po czym zabrałam się za przygotowania.
Choć nie wybierałam się przecież na żadną walkę, ubrałam swój ulubiony, czarno-biały kombinezon, zapinając go dokładnie. Do pleców przymocowałam pochwy z katanami, a za pasy na nogach wsunęłam po jednym sztylecie i szpikulcu. Na koniec stanęłam przed lustrem. Przyjrzałam się krytycznie swojemu odbiciu, bawiąc się białym kosmykiem włosów. Westchnęłam, zastanawiając się, czy z czasem i te pozostałe dwa, białe pasma zmienią kolor. Jeszcze raz upewniłam się, że każda broń znajduje się na swoim miejscu, po czym opuściłam swoje mieszkanie.
Szłam szybkim krokiem przez uśpione jeszcze w większości miasto. W końcu słońce dopiero wzeszło. Ale dla mnie pora ta była idealna. W dzień miasta bywają zatłoczone, a ja... no cóż, nie przepadałam za tłumami. Może to dlatego, że po prostu nie radziłam sobie najlepiej w relacjach z innymi istotami. Jakoś tak... nie wiedziałam, jak się powinnam zachowywać, aby zdobyć ich sympatię.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie odgłos kroków za moimi plecami. Nawet dobrze tego nie przemyślawszy, zareagowałam instynktownie. Jednym, błyskawicznym ruchem wyszarpnęłam sztylet zza pasa na udzie i odwróciłam się, przystawiając ostrze do gardła nieznajomej istoty.
<Ktoś chętny do kontynuowania? :3>
Choć nie wybierałam się przecież na żadną walkę, ubrałam swój ulubiony, czarno-biały kombinezon, zapinając go dokładnie. Do pleców przymocowałam pochwy z katanami, a za pasy na nogach wsunęłam po jednym sztylecie i szpikulcu. Na koniec stanęłam przed lustrem. Przyjrzałam się krytycznie swojemu odbiciu, bawiąc się białym kosmykiem włosów. Westchnęłam, zastanawiając się, czy z czasem i te pozostałe dwa, białe pasma zmienią kolor. Jeszcze raz upewniłam się, że każda broń znajduje się na swoim miejscu, po czym opuściłam swoje mieszkanie.
Szłam szybkim krokiem przez uśpione jeszcze w większości miasto. W końcu słońce dopiero wzeszło. Ale dla mnie pora ta była idealna. W dzień miasta bywają zatłoczone, a ja... no cóż, nie przepadałam za tłumami. Może to dlatego, że po prostu nie radziłam sobie najlepiej w relacjach z innymi istotami. Jakoś tak... nie wiedziałam, jak się powinnam zachowywać, aby zdobyć ich sympatię.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie odgłos kroków za moimi plecami. Nawet dobrze tego nie przemyślawszy, zareagowałam instynktownie. Jednym, błyskawicznym ruchem wyszarpnęłam sztylet zza pasa na udzie i odwróciłam się, przystawiając ostrze do gardła nieznajomej istoty.
<Ktoś chętny do kontynuowania? :3>
środa, 8 lipca 2015
Od Percival'a
Jeśli miał być szczery, nigdy nie przepadał za naradami Dowódców. Ale i tak zawsze musiał w nich uczestniczyć, no bo jak to tak, nie wziąć swego zastępcy na naradę?
Nie dałoby się.
Zrywał się rano o świcie. Nie potrzebował piania koguta ani służących, by go obudzili - zdawał się mieć budzik wbudowany w układ nerwowy, precyzyjny zegar, który jeszcze nigdy go nie zawiódł i nie zapowiadało się by miał to zrobić w najbliższym czasie. Ubierał się szybko i sprawnie, jego ruchy były machinalne, zupełnie jakby wykonywał czynność całkowicie pozbawioną znaczenia, której poświęcał swój czas tylko i wyłącznie z przymusu lub rozkazu przełożonego. W połączeniu z wyrazem jego twarzy - wiecznie tym samym, nieprzeniknionym, od którego wręcz wiało przysłowiowym chłodem - zdawać się mogło, że równie dobrze mógłby wyjść ze swych kwater zupełnie nago i wcale nie zauważyłby różnicy.
Sprawy miały się co prawda oczywiście nieco inaczej, ale kto by się tym przejmował. Bądź co bądź z samego rana i tak nikt nie miał szans ujrzeć go na oczy.
Percival zdawał się mieć taki dziwny gen, że lubił chować się przed innymi. Nie był odludkiem, co to to nie, cóż, może tylko trochę. Najzwyczajniej w świecie nie przepadał za hałasem, tym całym zgiełkiem i wrzaskami, którymi lubili otaczać się inni członkowie armii. Zupełnie nie rozumiał takiego zachowania. Bo przecież kto może lubić śmiechy, pokrzykiwania i ogólny chaos, otaczający cię zewsząd?
To było nieprzyjemne uczucie i mężczyzna starał się unikać doświadczania go za wszelką cenę.
Nie zawsze mu to wychodziło.
Nie wyspał się tego dnia. Była pełnia, a on zawsze źle sypiał podczas pełni. W młodości gdy tylko tarcza księżyca stawała się idealnie pełna, kiedy jej perfekcyjnie okrągłe oko zalewało świat srebrnym blaskiem, zawsze z mistrzem wybierał się głęboko w las; jego trening nie należał do łatwych, a to była jego nieodzowna część. Rano był zmęczony i podenerwowany całym światem, a kiedy narada wreszcie dobiegła końca, czuł się nawet jeszcze bardziej zmęczony, choć jeszcze godzinę wcześniej wydawało mu się to bardziej niż niemożliwe.
Od Dowódcy Magów usłyszał jednym uchem, że ma w szeregach nowego Kitsune. Ta informacja w pewnym sensie całkiem go ożywiła. Od dawna nie miał okazji zamienić słowa z rodakiem. Nic więc w sumie dziwnego, że zaraz po zakończeniu spotkania i odebraniu stosownych wytycznych od swego przełożonego, skłonił się grzecznie wszystkim zebranym i jako pierwszy opuścił salę narad. Najwyraźniej sam nie był świadom, jak bardzo pragnie znów zobaczyć innego lisa, bo nogi same poniosły go w kierunku siedzib Magów.
<A żeby cię, Takashi, jesteś zbyt uroczy, nie mogłam się powstrzymać. Odpisuj.>
Nie dałoby się.
Zrywał się rano o świcie. Nie potrzebował piania koguta ani służących, by go obudzili - zdawał się mieć budzik wbudowany w układ nerwowy, precyzyjny zegar, który jeszcze nigdy go nie zawiódł i nie zapowiadało się by miał to zrobić w najbliższym czasie. Ubierał się szybko i sprawnie, jego ruchy były machinalne, zupełnie jakby wykonywał czynność całkowicie pozbawioną znaczenia, której poświęcał swój czas tylko i wyłącznie z przymusu lub rozkazu przełożonego. W połączeniu z wyrazem jego twarzy - wiecznie tym samym, nieprzeniknionym, od którego wręcz wiało przysłowiowym chłodem - zdawać się mogło, że równie dobrze mógłby wyjść ze swych kwater zupełnie nago i wcale nie zauważyłby różnicy.
Sprawy miały się co prawda oczywiście nieco inaczej, ale kto by się tym przejmował. Bądź co bądź z samego rana i tak nikt nie miał szans ujrzeć go na oczy.
Percival zdawał się mieć taki dziwny gen, że lubił chować się przed innymi. Nie był odludkiem, co to to nie, cóż, może tylko trochę. Najzwyczajniej w świecie nie przepadał za hałasem, tym całym zgiełkiem i wrzaskami, którymi lubili otaczać się inni członkowie armii. Zupełnie nie rozumiał takiego zachowania. Bo przecież kto może lubić śmiechy, pokrzykiwania i ogólny chaos, otaczający cię zewsząd?
To było nieprzyjemne uczucie i mężczyzna starał się unikać doświadczania go za wszelką cenę.
Nie zawsze mu to wychodziło.
Nie wyspał się tego dnia. Była pełnia, a on zawsze źle sypiał podczas pełni. W młodości gdy tylko tarcza księżyca stawała się idealnie pełna, kiedy jej perfekcyjnie okrągłe oko zalewało świat srebrnym blaskiem, zawsze z mistrzem wybierał się głęboko w las; jego trening nie należał do łatwych, a to była jego nieodzowna część. Rano był zmęczony i podenerwowany całym światem, a kiedy narada wreszcie dobiegła końca, czuł się nawet jeszcze bardziej zmęczony, choć jeszcze godzinę wcześniej wydawało mu się to bardziej niż niemożliwe.
Od Dowódcy Magów usłyszał jednym uchem, że ma w szeregach nowego Kitsune. Ta informacja w pewnym sensie całkiem go ożywiła. Od dawna nie miał okazji zamienić słowa z rodakiem. Nic więc w sumie dziwnego, że zaraz po zakończeniu spotkania i odebraniu stosownych wytycznych od swego przełożonego, skłonił się grzecznie wszystkim zebranym i jako pierwszy opuścił salę narad. Najwyraźniej sam nie był świadom, jak bardzo pragnie znów zobaczyć innego lisa, bo nogi same poniosły go w kierunku siedzib Magów.
<A żeby cię, Takashi, jesteś zbyt uroczy, nie mogłam się powstrzymać. Odpisuj.>
Od Juliette
Rozbudzona głośnym świergotaniem ptaków zwlokłam się z łóżka i odsłoniłam zasłony. Wielka fala światła wpadła zarówno do mojego pokoju, jak i w moje oczy, oślepiając na kilka sekund. Jęknęłam cicho zdezorientowana i przetarłam powieki. Jak zwykle jasność dnia postanowiła zaatakować moje biedne źrenice, ale czego miałam się spodziewać? Codziennie jest tak samo. Ten sam scenariusz, dodając do tego jeszcze umycie się, uczesanie, ubranie i ruszenie do pracy, dyskutowanie z Żołnierzami oraz Dowódcami, przegląd dokumentów, a na koniec zdanie raportu pani Aurze. Normalny dzień, dzień pełen rutyny.
Wyciągnęłam się po głębokim śnie do granic możliwości i ziewnęłam leniwie, po czym udałam się do łazienki, aby przejść proces odświeżania, potem związałam śnieżne włosy w wysoką kitkę i założyłam białą sukienkę do kolan, dopełniając całość bladym bolerkiem, plus wysokie kozaki oraz Myrtenaster. Spojrzałam jeszcze raz w lustro, ziewając przeciągle. Ostatnio niezbyt dobrze się wysypiam, ciągle coś mi przeszkadza i dopiero rankiem udaje mi się przysnąć, kiedy już praktycznie brzask za oknem. Ale cóż poradzę.
Przeszłam do kuchni, gdzie przygotowałam ciepłe gofry. Zapach roznosił się po całym domu i jeszcze wypływał na ulicę, powodując, że zaciekawione twarzyczki usiłowały zajrzeć przez okno i sprawdzić co też szykuję. Prawda była taka, że gastronomia to mój wróg, aczkolwiek jestem zdolna przygotować pyszne, lecz proste danie. Nie gustuję w skomplikowanych przepisach.
Usiadłam przy stole i zabrałam się za gofry. Wstałam jak zwykle przed czasem, więc nie musiałam się spieszyć. Miałam jeszcze długie trzydzieści minut, które jak znam życie będą się ciągnąć w nieskończoność, aż do znudzenia.
Westchnęłam ciężko, po czym odsunęłam pusty talerz. Wstałam i szybkim krokiem wyszłam z domu, wziąwszy ze sobą kilka teczek z dokumentami. Nie spieszyło mi się do roboty, aczkolwiek nie miałam nic innego do zrealizowania przed pracą, chociaż może odwiedzę jeszcze bibliotekę i oddam książki, które wypożyczyłam.
Leniwym krokiem skierowałam się w stronę niewielkiego budynku, który wybudowano niedaleko mojego domu. Powoli weszłam do środka i przysunęłam się bliżej biurka. Zameldowałam trzy tomiki, podając przy okazji imię i nazwisko, aby ułatwić bibliotekarce wyszukiwanie karty. Odznaczyła "cegły", pozwoliwszy mi tym samym opuścić biliotekę. Wróciłam do drzwi i uchyliłam je. Niestety nie byłam uważna i prawie uderzyłam kogoś w nos.
- Oj! Przepraszam, nic Ci nie zrobiłam? - spytałam nieco zaniepokojona, gdy zwróciłam wzrok na ów osobę.
<Ktoś ma ochotę popisać? c:>
Wyciągnęłam się po głębokim śnie do granic możliwości i ziewnęłam leniwie, po czym udałam się do łazienki, aby przejść proces odświeżania, potem związałam śnieżne włosy w wysoką kitkę i założyłam białą sukienkę do kolan, dopełniając całość bladym bolerkiem, plus wysokie kozaki oraz Myrtenaster. Spojrzałam jeszcze raz w lustro, ziewając przeciągle. Ostatnio niezbyt dobrze się wysypiam, ciągle coś mi przeszkadza i dopiero rankiem udaje mi się przysnąć, kiedy już praktycznie brzask za oknem. Ale cóż poradzę.
Przeszłam do kuchni, gdzie przygotowałam ciepłe gofry. Zapach roznosił się po całym domu i jeszcze wypływał na ulicę, powodując, że zaciekawione twarzyczki usiłowały zajrzeć przez okno i sprawdzić co też szykuję. Prawda była taka, że gastronomia to mój wróg, aczkolwiek jestem zdolna przygotować pyszne, lecz proste danie. Nie gustuję w skomplikowanych przepisach.
Usiadłam przy stole i zabrałam się za gofry. Wstałam jak zwykle przed czasem, więc nie musiałam się spieszyć. Miałam jeszcze długie trzydzieści minut, które jak znam życie będą się ciągnąć w nieskończoność, aż do znudzenia.
Westchnęłam ciężko, po czym odsunęłam pusty talerz. Wstałam i szybkim krokiem wyszłam z domu, wziąwszy ze sobą kilka teczek z dokumentami. Nie spieszyło mi się do roboty, aczkolwiek nie miałam nic innego do zrealizowania przed pracą, chociaż może odwiedzę jeszcze bibliotekę i oddam książki, które wypożyczyłam.
Leniwym krokiem skierowałam się w stronę niewielkiego budynku, który wybudowano niedaleko mojego domu. Powoli weszłam do środka i przysunęłam się bliżej biurka. Zameldowałam trzy tomiki, podając przy okazji imię i nazwisko, aby ułatwić bibliotekarce wyszukiwanie karty. Odznaczyła "cegły", pozwoliwszy mi tym samym opuścić biliotekę. Wróciłam do drzwi i uchyliłam je. Niestety nie byłam uważna i prawie uderzyłam kogoś w nos.
- Oj! Przepraszam, nic Ci nie zrobiłam? - spytałam nieco zaniepokojona, gdy zwróciłam wzrok na ów osobę.
<Ktoś ma ochotę popisać? c:>
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
