środa, 8 lipca 2015

Od Percival'a

Jeśli miał być szczery, nigdy nie przepadał za naradami Dowódców. Ale i tak zawsze musiał w nich uczestniczyć, no bo jak to tak, nie wziąć swego zastępcy na naradę?
Nie dałoby się.
Zrywał się rano o świcie. Nie potrzebował piania koguta ani służących, by go obudzili - zdawał się mieć budzik wbudowany w układ nerwowy, precyzyjny zegar, który jeszcze nigdy go nie zawiódł i nie zapowiadało się by miał to zrobić w najbliższym czasie. Ubierał się szybko i sprawnie, jego ruchy były machinalne, zupełnie jakby wykonywał czynność całkowicie pozbawioną znaczenia, której poświęcał swój czas tylko i wyłącznie z przymusu lub rozkazu przełożonego. W połączeniu z wyrazem jego twarzy - wiecznie tym samym, nieprzeniknionym, od którego wręcz wiało przysłowiowym chłodem - zdawać się mogło, że równie dobrze mógłby wyjść ze swych kwater zupełnie nago i wcale nie zauważyłby różnicy.
Sprawy miały się co prawda oczywiście nieco inaczej, ale kto by się tym przejmował. Bądź co bądź z samego rana i tak nikt nie miał szans ujrzeć go na oczy.
Percival zdawał się mieć taki dziwny gen, że lubił chować się przed innymi. Nie był odludkiem, co to to nie, cóż, może tylko trochę. Najzwyczajniej w świecie nie przepadał za hałasem, tym całym zgiełkiem i wrzaskami, którymi lubili otaczać się inni członkowie armii. Zupełnie nie rozumiał takiego zachowania. Bo przecież kto może lubić śmiechy, pokrzykiwania i ogólny chaos, otaczający cię zewsząd?
To było nieprzyjemne uczucie i mężczyzna starał się unikać doświadczania go za wszelką cenę.
Nie zawsze mu to wychodziło.
Nie wyspał się tego dnia. Była pełnia, a on zawsze źle sypiał podczas pełni. W młodości gdy tylko tarcza księżyca stawała się idealnie pełna, kiedy jej perfekcyjnie okrągłe oko zalewało świat srebrnym blaskiem, zawsze z mistrzem wybierał się głęboko w las; jego trening nie należał do łatwych, a to była jego nieodzowna część. Rano był zmęczony i podenerwowany całym światem, a kiedy narada wreszcie dobiegła końca, czuł się nawet jeszcze bardziej zmęczony, choć jeszcze godzinę wcześniej wydawało mu się to bardziej niż niemożliwe.
Od Dowódcy Magów usłyszał jednym uchem, że ma w szeregach nowego Kitsune. Ta informacja w pewnym sensie całkiem go ożywiła. Od dawna nie miał okazji zamienić słowa z rodakiem. Nic więc w sumie dziwnego, że zaraz po zakończeniu spotkania i odebraniu stosownych wytycznych od swego przełożonego, skłonił się grzecznie wszystkim zebranym i jako pierwszy opuścił salę narad. Najwyraźniej sam nie był świadom, jak bardzo pragnie znów zobaczyć innego lisa, bo nogi same poniosły go w kierunku siedzib Magów.

<A żeby cię, Takashi, jesteś zbyt uroczy, nie mogłam się powstrzymać. Odpisuj.>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz