czwartek, 9 lipca 2015

Od Clarisse

Ledwie słońce zaczęło zabarwiać niebo na różowawy odcień, a ja już byłam na nogach. Po raz kolejny miałam problemy ze snem, więc postanowiłam to wykorzystać. Trening o wschodzie słońca jeszcze nikomu nie zaszkodził, prawda? Tak więc, nie jedząc nawet śniadania, wykonałam poranną toaletę, po czym zabrałam się za przygotowania.
Choć nie wybierałam się przecież na żadną walkę, ubrałam swój ulubiony, czarno-biały kombinezon, zapinając go dokładnie. Do pleców przymocowałam pochwy z katanami, a za pasy na nogach wsunęłam po jednym sztylecie i szpikulcu. Na koniec stanęłam przed lustrem. Przyjrzałam się krytycznie swojemu odbiciu, bawiąc się białym kosmykiem włosów. Westchnęłam, zastanawiając się, czy z czasem i te pozostałe dwa, białe pasma zmienią kolor. Jeszcze raz upewniłam się, że każda broń znajduje się na swoim miejscu, po czym opuściłam swoje mieszkanie.
Szłam szybkim krokiem przez uśpione jeszcze w większości miasto. W końcu słońce dopiero wzeszło. Ale dla mnie pora ta była idealna. W dzień miasta bywają zatłoczone, a ja... no cóż, nie przepadałam za tłumami. Może to dlatego, że po prostu nie radziłam sobie najlepiej w relacjach z innymi istotami. Jakoś tak... nie wiedziałam, jak się powinnam zachowywać, aby zdobyć ich sympatię.
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie odgłos kroków za moimi plecami. Nawet dobrze tego nie przemyślawszy, zareagowałam instynktownie. Jednym, błyskawicznym ruchem wyszarpnęłam sztylet zza pasa na udzie i odwróciłam się, przystawiając ostrze do gardła nieznajomej istoty.

<Ktoś chętny do kontynuowania? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz